Na samą myśl zrobiło się jej słabo, ale zaraz się pocieszyła,
że Sin na pewno sobie poradzi. Ostatecznie przeżył pięć lat w kraju wroga. Teraz nie grozi mu większe niebezpieczeństwo tylko dlatego, że zabójcą jest prawdopodobnie jeden z najbliższych przyjaciół jego brata... Przynajmniej taką miała nadzieję. Już miała się wychylić i zapytać Hilsona, czy nie pomylił drogi, gdy pojazd stanął. -Jesteśmy na miejscu, milady - oznajmił służący. - Odpraw dorożkę i zaczekaj na mnie. -Ale... Bez słowa pospieszyła w stronę niewielkiego domu i sięgnęła do ciężkiej kołatki. Gdy drzwi się otworzyły, wypuściła powietrze z płuc. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że wstrzymuje oddech. - Muszę się zobaczyć... - Urwała raptownie. - Pan jest Wally. Krępy, łysiejący mężczyzna zerknął ponad jej ramieniem na ulicę, a następnie przeniósł na nią zdziwiony wzrok. - Tak. - Mogę wejść? - Proszę. Gospodarz usunął się na bok, wpuszczając ją do środka, po czym zamknął drzwi. - Jest Sinclair? - Nie wiem. Z pokoju znajdującego się po lewej stronie korytarza dobiegły kroki, a po nich męski głos: - No, no, interesujące. Od razu poznała miękki szkocki akcent. - Pan Harding. Szukam męża. Jasnowłosy wielkolud skrzyżował ramiona na piersi i oparł się o futrynę. - Nie ma go tutaj. Skąd pani wiedziała, gdzie nas szukać, lady Althorpe? - Wzięłam ze sobą Hilsona, lokaja, który dostarczał lady Stanton listy od Sinclaira. - Kogoś jeszcze? Pokojówkę albo któregoś z małych ulubieńców? - Crispin! - syknął Wally. - Nikogo. Wie pan, gdzie jest Sinclair, czy mam sama go poszukać? - Uważam, że to sprawa Sina, dokąd się wybrał. Gdyby była mężczyzną, rzuciłaby się na niego z pięściami. Jako kobieta musiała w inny sposób skłonić obu do pomocy. - Oczywiście ma pan rację. - Westchnęła przeciągle. - Po prostu nie wiem, gdzie jeszcze mogłabym pojechać. Jesteście najbliższymi przyjaciółmi Sinclaira i trudno mi sobie wyobrazić, żeby zniknął, nic wam nie mówiąc. - Od jak dawna go nie ma? - zapytał Harding z wyraźną niechęcią. - Od paru godzin. Powiedział, że jedzie zobaczyć się z wami. Czy przynajmniej tu dotarł?