Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/stronyinternetowe.konin.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/hydra13/ftp/stronyinternetowe.konin.pl/paka.php on line 5
statku.

statku.

  • Eliza

statku.

06 August 2022 by Eliza

- Alec! - Tak będzie najprościej. Nie zabierze ze sobą tych przeklętych Kozaków na statek. - Nie! - Cofnęła się, przerażona. - Alec, nie wolno ci tego zrobić! Regent zawsze ma przecież ze sobą mnóstwo ludzi. Aresztują cię! Mogą cię zabić! - Becky, jeżeli twój kuzyn wygra, nie uda nam się go powstrzymać w żaden sposób. Jeśli nie zdołam zwrócić ci domu, to przynajmniej raz na zawsze uwolnię cię od zagrożenia. Gdy Kurkow zginie, nikt już nie będzie cię prześladował. Kozakom będzie zależeć jedynie na ucieczce do Rosji. - Co za szaleństwo! Nie chcę o tym słyszeć! Jeśli nie zginiesz na miejscu, pójdziesz na szubienicę! - Nie rozumiesz, że nie mogę cię tak zostawić? Dałem słowo i dotrzymam go. Muszę go dotrzymać! Spróbuj mnie zrozumieć. Becky zbladła. - Cóż to ma za znaczenie, skoro mogę cię stracić?! Przez długą chwilę wpatrywali się w siebie. - Wiem, dlaczego tak mówisz - odezwała się, drżąc na całym ciele. - Nie będziesz śmiał mi spojrzeć w oczy, jeżeli przegrasz. A tymczasem liczysz się dla mnie tylko ty, nie dom czy pieniądze! Kiedy to wszystko się zaczynało, mój dom wydawał mi się czymś najważniejszym na świecie, bo był jedynym miejscem, do którego mogłam wrócić. Ale nie teraz. Dziś należę do ciebie, Alecu. Proszę cię, nie porzucaj mnie, robiąc coś tak strasznego! - Nigdy bym cię nie porzucił. - Tak? Więc obiecuję ci, że nie przestanę cię kochać, gdybyś przegrał. Bo tego właśnie się obawiasz, prawda? Słyszysz, co mówię? Cokolwiek się stanie, nie zmieni to moich uczuć. Nawet jeśli przegrasz, będziemy mieli siebie nawzajem, a to znaczy więcej niż wszystkie domy i pieniądze na świecie. - Nie, Becky. Liczy się twoje bezpieczeństwo. W taki czy inny sposób koszmar, który cię dręczył, skończy się rankiem. Jeśli muszę w tym celu zabić Kurkowa, niech tak będzie. Wtedy zyskasz bezpieczeństwo i tylko to jest dla mnie ważne. Na szczęście w porę zdołał ją podtrzymać, bo nagle zakręciło jej się w głowie i mało brakowało, żeby upadła. Nie umiała go przekonać! Nikt nie był bardziej uparty niż Alec Knight, kiedy się już na coś zdecydował. - Zbierz wszystkie siły, Becky. Potrzeba mi tego. - Alec zajrzał jej w oczy. Nie odpowiedziała. - Poczyniłem już pewne przygotowania, gdyby doszło do najgorszego. Jeśli nie wrócę, musisz wyjść za Rusha albo Forta. - Dlaczego?! - Wybierzesz, którego zechcesz. I nie spieraj się ze mną. Możesz przecież być w ciąży. Nie chcę zostawiać cię brzemienną i niezamężną. Nie chcę, żeby moje dziecko zostało bez ojca. Rozmawiałem z obydwoma. Dali słowo, że zajmą się nim i wychowają jak swoje. Obiecaj, że tak zrobisz. Po cóż ma rosnąć ze świadomością, iż cały świat wie o jego nieprawym pochodzeniu, jak to było ze mną. Ledwie mogła na niego spojrzeć. Jak mógł z takim spokojem mówić o własnej śmierci? O tym, że nigdy się być może nie zobaczą? Że ona może urodzić syna lub córkę, dziecko, które nie pozna swojego prawdziwego ojca? Zebrała wszystkie siły w rozpaczliwym wysiłku, żeby go przekonać. - Proszę cię, nie rób tak. Nie myśl nawet o tym! Potrzebuję cię! - Wiem, że nie powinienem był ci tego mówić. Ze zdumieniem zrozumiała, że zdradził jej swoje zamiary tylko dlatego, że obiecał, iż nie będzie miał przed nią sekretów. Honor mógł go teraz kosztować życie. To był jej błąd! Gdyby nie przyrzekł jej chronić, nie byłoby całego nieszczęścia. Przestała się jednak obwiniać. Nie, teraz najważniejsze było, żeby mu się przeciwstawić. - Czyż od samego początku nie mówiłam, że nie chcę, żebyś się dla mnie poświęcał? - Zrobię to z własnej woli. Powinnaś mi zaufać. Nie mamy wyjścia.

Posted in: Bez kategorii Tagged: maria aktorka, horoskop na grudzień skorpion, pies tybetański mastif,

Najczęściej czytane:

matki i siostry liczyły się w życiu jedynie pie¬niądze i prestiż. Lara musiała ocenić, że warto zajść w ciążę i urodzić dziecko w zamian za małżeństwo z władcą. ...

- Rozumiem. Zostało więc dziecko. Henry. Ale co chło¬piec robi w Sydney? - Cztery miesiące temu pani siostra wysłała go do Au¬stralii. - Dlaczego? ... [Read more...]

m ile prezentów, nic ci to nie da. On zostaje ze mną. ...

- Interes kraju wymaga, żeby następca tronu powrócił - oznajmił twardo. - Interes Henry'ego wymaga, żeby chłopiec został ze mną. On nie potrzebuje tronu, tylko kontaktu z drugim człowiekiem. - Zapewnię mu wszystko, co najlepsze. ... [Read more...]

nie postrzelony w głowę. - Spojrzał twardo na Chrisa. - Wychodziłeś z domu w niedzielę? Chris wpatrywał się w Becka, a potem spuścił wzrok z westchnieniem. Uniósł ręce w geście poddania. - Przyznaję się do winy. Beck poczuł na piersi stutonowy ciężar, lecz mimo to zadał sobie wiele trudu, aby zachowywać się i mówić spokojnie. - Gdzie byłeś i dlaczego musiałeś wziąć prysznic i zmienić ubranie, zanim przyszedłem do was z wizytą? - Pamiętasz ten inkryminujący dowód rzeczowy na sukience Moniki Lewinsky? - Chris rozłożył szeroko ręce i uśmiechnął się konfidencjonalnie. - Przyłapany bez prezerwatywy, uwierzysz? W moim wieku! Musiałem z niej wyjść, zanim doszedłem. - Z kogo? - Z Lili. Wiedziałem, że George gra w golfa z Huffem, więc wpadłem do niej po porcję popołudniowej rozkoszy. - Do diaska, dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? Dlaczego nie przyznałeś się podczas pierwszego przesłuchania, z kim byłeś? Lila jest twoim alibi. - Szeryf na pewno ucieszy się z tego powodu. Upłynęło kilka minut, zanim Beck skojarzył fakty. - O cholera - jęknął. - No właśnie. Lila jest córką jego siostry. Nie zabiłem swojego brata, ponieważ w tym czasie odwiedzałem siostrzenicę Rudego. Wolałem mu tego nie mówić, chociaż w chwili obecnej nie pałam do niego nadmierną miłością. - Jeżeli będziesz zmuszony do dostarczenia alibi, czy Lila zechce zeznawać na twoją korzyść? - Wolałbym jej w to nie mieszać - skrzywił się Chris. - Nie dosyć, że jest siostrzenicą Rudego, to wcale nie jestem pewien, czy naraziłaby na szwank swoje małżeństwo z George'em, przyznając się do romansu. Nieustannie się z niego naigrawa, ale George rozpuścił ją jak dziadowski bicz. Kupuje wszystko, czego ona tylko zapragnie. Jest w niej kompletnie zadurzony i jak długo od czasu do czasu Lila mu daje, oboje są zadowoleni. Najprawdopodobniej skłamałaby, pragnąc ochronić piernaty, na których spoczywa. - Byłeś z nią przez całe dwie godziny? - Szczerze mówiąc, nie patrzyłem na zegarek, ale to by się mniej więcej zgadzało. - Czy ktoś widział cię w ich domu? - Oboje zadajemy sobie wiele trudu, aby się tak nie stało. - W porządku. Będziemy trzymać Lilę w odwodzie. Użyjemy jej zeznań tylko w ostateczności. - To nie będzie konieczne - powiedział Chris. - Nie mają na mnie nic oprócz kilku poszlak. Ponieważ już raz stanąłem przed sądem oskarżony o morderstwo, wiem z doświadczenia, że to nie wystarczy. - Tym razem jest inaczej, Chris. Tym razem mają ciało. - No tak, ciało. Staram się o tym nie myśleć. Cieszę się, że Rudy potrafił zidentyfikować Danny'ego bez potrzeby angażowania nas w tę sprawę. Widziałeś, jak wyglądał w środku domek rybacki. Nieźle nabrudzone, prawda? - Dlatego właśnie chcieli przyjrzeć się twojemu ubraniu. Zabójca zostałby spryskany... - Beck, wystarczy, dobrze? - Powstrzymaj mdłości, Chris. Jeżeli dojdzie do procesu, pokażą na nim fotografie z miejsca przestępstwa. ...

- Nie dojdzie do procesu, a jeśli nawet, to nie będzie mój proces. Zamilkli na chwilę. Chris dokończył pić i nagle ni stąd, ni zowąd zapytał: - Przeleciałeś już Sayre? - Słucham? - Popatrzcie tylko na twarz tego faceta. Zaskoczenie, niewinność i święte oburzenie. Skąd w ogóle przyszedł mi do głowy taki pomysł - zaśmiał się Chris. - No więc? Udało ci się? - Powinieneś się martwić ważniejszymi rzeczami - odparł sucho Beck. - Nie tylko ja poczułem, że coś się święci. Huff też to zauważył. - Nie ma żadnego „coś". - Hm, w takim razie to iskrzenie między wami w twojej kuchni było zapewne spowodowane szwankującą instalacją elektryczną. Beck spojrzał ze złością na przyjaciela. - Jeżeli nie została z twojego powodu, to co ją tutaj jeszcze trzyma? - upierał się Chris. - Sayre nienawidzi Destiny i jej mieszkańców, a zwłaszcza tych, którzy noszą nazwisko Hoyle. Beck nie wspomniał, że Sayre podejrzewała Chrisa o zamordowanie ich młodszego brata. Zapewne jej brat przejąłby się tym równie głęboko, jak on sam. Beck martwił się również tym, co Sayre będzie próbowała zrobić, żeby dowieść swojej racji. Nie należała do osób, które łatwo się zniechęcają i chociaż znał ją zaledwie od kilku dni, zdążył się już zorientować, że gdy raz wbije sobie coś do głowy, nie ustąpi, dopóki wszystko nie pójdzie zgodnie z jej planem. - Zdecydowanie chodzi jej o twojego małego - orzekł Chris. - Dzięki. - Nie byłbym jednakże prawdziwym przyjacielem, gdybym cię nie ostrzegł. Sayre jest... - Odpuść sobie, dobrze? Chris uśmiechnął się kpiąco. - Wyjąłeś mi to z ust, stary. 19 Było gorąco. To jedno z pewnością można było powiedzieć o lecie w delcie Missisipi. Rok 1945 nie należał pod tym względem do wyjątków. Panował tu taki upał, że nawet koniki polne umierały na udar słoneczny. Pomidory dojrzewały i pękały, zanim ktokolwiek zdołał je zerwać z krzaka. Pewnego razu, kiedy Huff i jego tata byli bardzo głodni, zebrali kilka przejrzałych owoców, które spadły na ziemię, oczyścili je z kurzu i mrówek, i zjedli na kolację. Huff miał wtedy osiem lat. Wszyscy ludzie dookoła rozprawiali o zwycięstwie nad Niemcami. Pokonanie cholernych Japońców miało być tylko kwestią czasu. W niemal każdym mijanym mieście odbywały się parady. Ludzie powiewali flagami, nie konfederacyjnymi, ale flagami USA. Huff nie rozumiał, skąd to całe zamieszanie. Wojna nie dotknęła w żaden sposób ani jego, ani taty. Ojciec nie poszedł do wojska. Huff nie wiedział dlaczego, ponieważ większość mężczyzn w tym wieku nosiło taki czy inny mundur. Pociągi wyładowane były żołnierzami i marynarzami i pewnego razu zdarzyło się, że obaj jechali w tym samym przedziale, co jacyś mundurowi. Huff nie lubił podróżować z żołnierzami. Tata najwyraźniej też nie - zazwyczaj zabierał go stamtąd i szukał innego wagonu. Tym razem jednak powiedział, że wszystko jest w porządku, bo ci mężczyźni walczyli za ojczyznę. Huff nie rozumiał, dlaczego wojsko nie chciało taty, skoro przyjmowało nawet czarnych. Doszedł do wniosku, że to przez niego. Co by się z nim stało, gdyby tata pojechał zabijać nazistów i Japońców? Przez cały czas podróżowali, nigdzie się nie zatrzymywali na dłużej, to może w wojsku nie znali nawet nazwiska taty. A może armia była taka sama, jak wszyscy - po prostu nie chciała jego ojca, uznała go za nic niewartego głupka, a nie za ubogiego, niewykształconego człowieka. Tata żył w czasach Wielkiego Kryzysu. Huff nie wiedział dokładnie, co to znaczy, ale zdawał sobie sprawę, że było wtedy bardzo źle. Tata próbował mu to kiedyś wytłumaczyć i z tego, co mówił, Huff zrozumiał, że Kryzys był jak wojna, ponieważ ogarnął cały kraj, tylko że tym razem wrogiem była bieda. Jego tata i cała rodzina przegrali. Ale oni i tak zawsze byli biedni. To dlatego tata skończył zaledwie trzy lata szkoły. Potem musiał pracować na plantacji bawełny razem ze swoim ojcem, a czasem nawet i mamą. „Jej ręce krwawiły i zawsze miała przy piersi dzieciaka albo dwoje", opowiadał ze spuszczonym wzrokiem. Latem 1945 roku rodzice taty już dawno nie żyli, podobnie jak mama Huffa. Kiedy Huff zapytał, co ich zabiło, tata odpowiedział: „Pewnie bieda". O pracę było jeszcze trudniej niż zazwyczaj, ponieważ wielu powracających z wojny żołnierzy szukało dla siebie zajęcia, a nie było wystarczająco wielu posad. To cud, że pan J. D. Humphrey zatrudnił tatę Huffa do pracy na złomowisku. Była to brudna i ciężka robota, ale ojciec przyjął ją z wdzięcznością i starał się, jak mógł. Gdy ktoś przychodził do zakładu pana J. D. Humphreya w poszukiwaniu części zamiennej do jakiegoś starego modelu samochodu, tata przeszukiwał tony złomu, dopóki nie znalazł tego, czego potrzebował klient. Pod koniec każdego dnia był ubrudzony kurzem i smarem, krwawił z kilku głębokich rozcięć zrobionych przez rdzewiejącą blachę, a mięśnie bolały go od wyciągania silników z upartych podwozi. Był jednak tak szczęśliwy ze stałego etatu, że nigdy nie narzekał, Huff spędzał z nim czas na złomowisku. Był mały jak na swój wiek i zbyt wstydliwy, żeby rozmawiać z kimkolwiek oprócz taty. Pozwalano mu wykonywać różne drobne roboty, jak na przykład przynosić potrzebne narzędzia z szopy albo układać bieżnikowane opony. Pan J. D. Humphrey dał mu nawet kiedyś używaną dętkę, łataną już tyle razy, że do niczego się nie nadawała. Huff bawił się nią na zakurzonym placu, podczas gdy tata pracował od świtu do nocy co dzień, z wyjątkiem niedziel. Powiedział mu, że jeśli tak dalej pójdzie, na jesieni Huff będzie mógł rozpocząć naukę, wprawdzie z lekkim opóźnieniem, ale na pewno szybko nadrobi zaległości. Huff nie mógł się doczekać, kiedy pójdzie do szkoły, tak jak inni chłopcy. Wiele razy obserwował ich z daleka, kiedy śmiali się i szaleli na dziedzińcu, podając sobie piłkę albo uganiając się za dziewczynami, które piszczały, chichotały i nosiły wstążki we włosach. Tego lata mieszkali z tatą w opuszczonej chałupie. Jej poprzedni mieszkańcy zostawili po sobie kupę śmieci, ale też bawełniane materace i kilka rozchwierutanych mebli. Huff i tata wyrzucili stamtąd wszystkie niepotrzebne rzeczy i wprowadzili się. Noc, która na zawsze zmieniła życie Huffa, była jak zwykle gorąca, ale bardziej duszna niż inne. Pot nie parował, lecz ściekał po skórze, pozostawiając na niej brudne smugi, i kapał na zakurzoną ziemię, tworząc w niej malutkie kratery, niczym pierwsze krople deszczu. Powietrze było tak ciężkie i gęste, że z trudem się oddychało. W drodze powrotnej ze złomowiska tata zauważył, że było wyjątkowo gorąco i duszno i przepowiedział nadchodzącą burzę. Właśnie usiedli do kolacji złożonej z zimnego boczku, chleba i dzikich śliwek, które zebrali po drodze, gdy usłyszeli nadjeżdżający samochód. Nikt nigdy ich nie odwiedzał, więc kim był gość? Serce Huffa ścisnęło się ze strachu. Z wysiłkiem przełknął kęs chleba. To pewnie właściciel szopy, który będzie się chciał dowiedzieć, co do cholery obaj robią w jego domu, śpią na jego materacach i jedzą przy jego trójrogim stole. Wyrzuci ich stąd i stracą dach nad głową. A co będzie, jeżeli nie znajdą innego domu przed wtorkowym Świętem Pracy, zanim rozpocznie się szkoła? Huff żył myślą o tym dniu. Tata zaznaczył go w kalendarzu ze zdjęciem nagiej kobiety, który pan J. D. Humphrey miał w swoim biurze. Tego dnia Huff będzie mógł dołączyć do reszty dzieci na szkolnym dziedzińcu i do ich zabaw. Z duszą na ramieniu podreptał za tatą do okna bez szyby i zobaczył błyszczący czarno-biały samochód z czerwonym kogutem na dachu. W środku, wraz z policjantem siedział pan J. D. Humphrey. Nie uśmiechał się jednak jak wtedy, gdy wręczał Huffowi zużytą dętkę. Kiedy wysiedli z samochodu i ruszyli w kierunku szopy, Huff zauważył, że oficer trzyma w ręku białą pałkę policyjną, którą uderzał lekko w dłoń. Tata powiedział Huffowi, że ma zostać w domu, sam zaś wyszedł na przywitanie. - Dobry wieczór, panie Humphrey. - Nie chcę żadnych kłopotów. - Słucham, proszę pana? - Oddaj mi to. - Co mam oddać, panie Humphrey? - Nie strugaj przede mną wariata, chłopcze - warknął policjant. - J. D. wie, że to ty wziąłeś. - Niczego nie wziąłem. - Pamiętasz to pudełko po cygarach, w którym trzymam całą gotówkę? - Tak, proszę pana. - Gdzieś zniknęło. Kto inny mógłby je zabrać? - Nie wiem, proszę pana, ale to nie ja. - Ty głupi biały śmieciu, myślisz, że w to uwierzę? Huff wyjrzał przez okno. Twarz pana Humphreya zrobiła się naprawdę czerwona. Policjant się uśmiechał, ale wcale nie wyglądał przyjaźnie. Podał pałkę panu Humphrey'owi ze słowami: - Może to przemówi mu do rozsądku. - Panie Humphrey, ja... - To wszystko, co tata Huffa miał szansę powiedzieć, zanim pan Humphrey uderzył go pałką w ramię. Musiało strasznie zaboleć, bo tata opadł na jedno kolano. - Przysięgam, nie ukradłbym... - Ale pan Humphrey uderzył go jeszcze raz, tym razem w głowę. Zabrzmiało to trochę tak, jak siekiera rozłupująca kawał drewna na opał. Tata Huffa upadł na ziemię i legł nieruchomo, nie wydając z siebie najmniejszego dźwięku. Huff stał przyrośnięty do podłogi, tuż przy oknie, oddychając ciężko z niedowierzania i przerażenia. - Jezu, J. D., aleś mu dołożył - roześmiał się policjant, pochylając się nad tatą. - To go oduczy okradania mnie. - Niczego go nie oduczy. - Oficer wyprostował się i wyciągnął chusteczkę, którą otarł zakrwawione palce. - Nie żyje. - Żartujesz sobie? - Zimny trup. Pan Humphrey podrzucił pałkę kilka razy, jakby oceniając jej ciężar. - Czy to ma w środku jakiś pręt żelazny? - W sam raz na czarnuchów. - Policjant popchnął lekko tatę Huffa czubkiem buta. - Jak on się nazywał? Pan Humphrey odpowiedział, ale przekręcił imię taty. - To tylko biały śmieć. Przybłęda. Człowiek próbuje postąpić po chrześcijańsku, wyciągnąć pomocną dłoń, a ta gadzina tylko ją gryzie. - Święta prawda. - Policjant potrząsnął głową ze smutkiem. - Trudno. Przyślę tu jutro przedsiębiorcę pogrzebowego. Pewnie hrabstwo będzie musiało zapłacić za pogrzeb. - Słyszałem, że szkoła medyczna zawsze szuka zbędnych ciał. ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 stronyinternetowe.konin.pl

WordPress Theme by ThemeTaste